niedziela, 7 października 2012

Więcej niż pamiątka z wakacji

Piotruś jest największym znawcą wina, przynajmniej u mnie w domu. No i oczywiście wyłącznie teoretycznie. Zatem jako teoretyk Piotruś jeszcze przed wyjazdem na wakacje sprawdził jakie wina oferuje Chorwacja i co polecają zarówno specjaliści, jak i amatorzy. Najbardziej Piotrusiowi spodobało się wino Dingač. Bawiło go samą nazwą, zatem zakup stał się koniecznością.
Ku mojemu zdumieniu największy wybór win typu Dingač oferował supermarket pod Splitem. Od pewnego czasu zachowuję wobec win supermarketowych, delikatnie mówiąc rezerwę, o czym pewnie kiedyś jeszcze wspomnę. Jednak etykieta z osiołkiem (kolejny powód do uśmiechu u Piotrusia), wskazany na butelce rocznik - 2004 oraz fakt, że butelki są numerowane kazały mi sięgnąć na półkę. Co prawda obrazek pokazuje wino z innego rocznika, ale poza cyferkami etykieta się nie różni niczym więcej, osiołek nie daję się upływowi lat i z roku na rok zachowuje swój wygląd.
Butelka smukła, elegancka, głęboka zieleń szkła, etykieta może nieco infantylna, ale na półce wino prezentuje się nieźle, może dzięki dość konserwatywnemu doborowi kolorów oraz w miarę skromnej stylistyce.
Cena butelki, zupełnie nie przystająca do supermarketu, w przeliczeniu sięgająca 50 zł za półlitrową butelkę, wydaje się jednak w pełni uzasadniona. Zaraz po otwarciu wino ogłasza wszystkim swoją obecność aromatem wyraźnym i zdecydowanym, zwiastującym krzepkie wino. Koniecznie trzeba temu winu dać odetchnąć, ujawni wtedy swój prawdziwy aromat gubiąc wszelkie pozostałości zamknięcia.
Co do smaku, to jeszcze nigdy nie miałem takiego wrażenia, wino było jakby ciepłe, jakby zawierało w sobie wspomnienie dalmackiego słońca. Po każdym łyku wina miałem wrażenie jakbym odczuwał ciepło bijące wieczorem od nagrzanych skał. Żałuję, że w butelce nr 2415 już widać dno.