piątek, 27 stycznia 2012

Kindżały i kałachy

Jestem fanem Wiedźmina, przyznaję bez oporów. Jestem uzależniony. Gdy sięgnę po sagę, muszę przejść całą fabułę od pojawienia się wędrowca w Wyzimie, po rozmycie się czółna we mgle. Unikałem więc utworów Sapkowskiego nie dotyczących Geralta, Yen, Ciri, Jaskra i całej reszty.
Jednak w okładce Żmiji jest coś hipnotyzującego, tytuł napisany literami stylizowanymi na arabskie, złoto prześwitujące spod napisu. Zdecydowałem się odchylić okładkę i błyskawicznie zostałem wciągnięty przez Sapkowskiego w inny świat, świat tym razem rzeczywisty choć nieznany, świat groźny i fascynujący, w świat wojny sowieckiej w Afganistanie.
Dotarłem wraz z Lewartem, głównym bohaterem, do środka konfliktu, jeśli można mówić o środku czegoś tak rozmytego jak wojna partyzancka. Sapkowski, tak jak tylko on potrafi, kreuje niewiarygodnie realny świat, którego można zaznać prawie tak, jakby się w nim było. Postaci, zdarzenia, miejsca, otoczenie, natura i przedmioty rysowane są zdecydowanie, ale bez nadmiernego kontrastu, szczegółowo, ale nie drobiazgowo. Tak w sam raz, żeby mieć wrażenie trzymania broni w swoich rękach, ale nie musieć uczyć się jej rozbierania i składania po ciemku. Wspaniale odtworzony jest wojskowy język, którym posługują się bohaterowie, a gdyby rusycyzmy i wojskowy żargon stanowiły problem, znajdziemy glosariusz który wszystko wyjaśnia. Stary dobry Sapek.
Opowieść rozwija się w dwóch wątkach, jeden to historia oddziału Lewarta, dzięki której poznajemy warunki w Armii Czerwonej, stosunki między szarżami i rodzajami jednostek, rozpad struktur dowodzenia i demoralizację wywołaną wojną, realia frontowe i relacje pomiędzy skazanymi na siebie nawzajem wrogami. Żeby przypadkiem nie sprzedać spoilera, powiem że losy oddziału śledziłem z zapartym tchem i na tym skończę.
Drugi wątek to mistyczno-historyczne wizje prowadzące Lewarta do tytułowej żmii i wiążące wielkich wodzów, wybitnych strategów ale wielkich zbrodniarzy i bezwzględnych zabójców od czasów antycznych do współczesnych. Tylko, że ten element jest słaby, autor miota się i trudno dociec czy to metafizyka czy narkotyczne wizje i dlaczego splatają się wreszcie w jedno w ponadnaturalny sposób. Nie mam nic przeciwko czarom, wiedźmińskim znakom, magicznym eliksirom i stworzeniami nie z tego świata, ale tu wyczuwam jakiś dysonans, który mi nie odpowiada.
Tym razem ocena jest i ambiwalentna i zdecydowana jednocześnie; jestem i oczarowany i rozczarowany, ale myślę, że każdy powinien sobie wyrobić własne zdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz